Wędkarstwo
Z "Przewodnika dla wędkarzy": Ju od marca pchają się nad Wkrę setki wędkarzy z północnych dzielnic Warszawy. I pozostają tam do pierwszych przymrozków. W ka dym porannym pociągu w kierunku Nasielska i Działdowa znajdzie się ich kilkunastu, w Pomiechówku zaroi się od nich peron.
Na przyujściowym odcinku brzegu – od mostu drogowego w Pomiechówku po Narew – a gęsto od samochodów. W soboty i niedziele trzeba łapać pociąg odchodzący z Dworca Gdańskiego skoro świt. Jeśli pojedzie się tym po 6.00, niełatwo będzie znaleźć dobre miejsce w dole rzeki – lepiej wówczas pójść pod prąd i wyszukać nieobsadzoną głęboczkę.
Podczas wiosennych przyborów do Wkry wchodzą ryby z Narwi. Trwa tarłowa wędrówka. Rzeczka w niczym nie przypomina dziecięcego kąpieliska, w jakie zmienia się w cieplejszych miesiącach. Woda potrafi podnieść się o dwa, a przy śnie nych zimach nawet o trzy metry. Przytapia wierzbowe zarośla, wdziera się na łąki, łączy z maleńkimi starorzeczami, dołkami, wlewa do strumieni i rowów melioracyjnych. Powstaje mały wędkarski raj – ale i po raju trzeba umieć się poruszać...
Na 10-kilometrowym odcinku przyujściowym – a po Szczypiorno – dominują wiosną leszcze, du e płocie oraz jazie. W późniejszych miesiącach w rzece pozostaje tylko część wiosennych ryb. Wystarcza ich jednak, aby na mniej oblę onych odcinkach – o co latem nie jest łatwo – połowić do woli albo przynajmniej mieć na łowienie nadzieję. Przez cały rok natomiast mo na we Wkrze łowić królujące tutaj niepodzielnie jelce. Na zwolnieniach, cofkach, w zastoiskach i głęboczkach nietrudno wstrzelić się w stadko dorodnych jazi, na pograniczu spokojnej i wartkiej wody uwijają się ostro ne klenie. Niemal za ka dym zwalonym drzewem na zdobycz czatują okonie.
Miejscowi – na całej długości rzeki – preferują przepływankę z delikatnym spławikiem. Młodsi i bardziej wytrwali obławiają pracowicie pogranicze nurtu i wartkie łowiska, leniwsi zasadzają się przy ka dym zwolnieniu. Jeszcze inni wędrują brzegiem z przepływanką na uwięzi, tzw. podrzutką, którą obławiają wszystkie rokujące nadzieję miejsca. Sypią kilka ziarenek drobnej kaszy, kładą zestaw na wodę, pozwalają mu spłynąć pod krzaczek, w przyburtowy dołek, opierają wędzisko na jakimś pniaczku, gałązce i czekają kilkanaście minut na branie. Je eli ryby nie zainteresują się przynętą, zmieniają stanowisko.
Za Goławicami wychodzi się na łąki. Ośmiokilometrowy odcinek rzeki jest atrakcyjny dla wędkarza jedynie na lewym, wy szym brzegu. Prawy, podczas wiosennych (i ostatnimi laty lipcowych) wezbrań stoi pod wodą lub jest bardzo podmokły. Pod burtami lewego znaleźć mo na głęboczki nawet trzymetrowe, w których gromadzą się leszcze i krąpie, buszują stada drobnych płoci, trafiają się grube klenie. W miejscach, gdzie rzeka wychodzi z koryta, wśród przybrze nych wiklin i karłowatych olch, siedzą drobnołuskie jazie. W głębokich rynnach o równomiernym uciągu trafiają się 30-dekagramowe jelce, walczące niczym kilogramowe brzany. W Cieksynie, pod mostem drogowym kończy się – tak przynajmniej twierdzą miejscowi – szlak wędrowny ryb z Narwi. Zaczyna się całoroczne łowisko.
Za Cieksynem znów idzie się w las, porastający lewy brzeg a po Joniec. Linia brzegowa staje się bardzo zró nicowana – miejscami dominują wysokie burty, gdzie indziej rzeka wchodzi w las, odsłaniając korzenie drzew lub zwalając ich pnie. Tu i ówdzie między niewielkimi wzniesieniami Wkra wychodzi łagodnie z koryta na kilka, kilkanaście metrów. Zdarzają się głębinki, cofki, twardodenne rynny.
Od wejścia w las obowiązują grubsze przypony, bynajmniej nie ze względu na mo liwość zaczepów. Na dziewięciokilometrowym odcinku, a po ujście Sony, miewa się brania, przy których pocą się ręce i dr ą nogi. Czepiają się haka dwuipółkilowe leszcze, trafia się medalowy jaź, mo na pocelować w stado du ych kleni. Ale przecie równie często natyka się na yletki czy nawet na puste miejsca.
Na całej niemal długości Wkry dominują trzy wymienione wy ej gatunki, ale na odcinku między ujściem Sony a Cieksynem zdarzają się niespodzianki, szczególnie w głębokich, niemal stojących zakolach i wcinkach brzegowych. Wędkarze z Nowego Miasta nad Soną utworzyli przed laty niewielki zalew, na którym powstało łowisko specjalne. W zbiorniku tym łowi się potę ne karpie i amury, niedawno wsiedlono te tołpygę. Wiosną i podczas gwałtowniejszych przyborów do Sony przedostają się nietypowe dla niewielkich rzek ryby. Większość spływa do Narwi, tylko nieliczne znajdują siedliska w spokojnych toniach Wkry. Najwięcej amurów i karpi zadomawia się tu przy ujściu Sony, inne wybierają spowolnienia przy lewym brzegu. Legendy, jakie krą ą wśród cieksynian, zatrzymują przyjezdnych wędkarzy na moście drogowym. Niejednokrotnie widzi się kilku zwisających z barierek, klnących z zachwytu i pokazujących paluchami ogromne cienie przesuwające się za filarami. Padło tu kilkanaście okazowych karpi, w 1992 r. złowiono 12- kilogramowego amura.
Miejscowi są jednak tradycjonalistami – tu tak e obowiązuje płociowa przepływanka. Rzadko który autochton decyduje się na przystawkę. Na denkę łowią niemal wyłącznie przyjezdni, zwani tutaj warszawiakami. Lepsze rezultaty zapewnia jednak przystawka oraz drgająca szczytówka. Częściej mo na złowić uciekinierów z Nowego Miasta, częściej te dają się skusić na przynętę naprawdę du e jazie i leszcze.
Od Jońca zaczyna się dziewicza rzeka. Na przemian las i łąka, krzaki i pola, zagajniki i pastwiska. I coraz więcej meandrów, łuków, zakoli. Coraz więcej na dnie gnejsowych i piaskowcowych otoczaków. Du o płoci i jelców, sporo kleni. Pojawia się te tu i ówdzie niezbyt wyrośnięta brzana, taka kilogramowa. Podczas ochłodzeń zdarza się miętus i sporo jest okonia.
Powy ej Sochocina wkracza się w wędkarskie eldorado – po prawej stronie wpada do Wkry Racią nica, 3 km wy ej – po lewej stronie – Łydynia. Obie rzeczki, zasilane przez niezliczone strumyki, rowy melioracyjne i drena e, zbierają mnóstwo wody z ka dego deszczu. Na trzykilometrowym odcinku Wkra jest dość głęboka, przy samych ujściach gromadzi się bardzo du o ryb.
Od Łydyni Wkra kręci na całego. Zacieniona pasmem olch wije się, zwalnia, przyśpiesza, skręca o 90, a czasem nawet o 180 stopni, podbiega do szosy Gdańsk–Warszawa, umyka do Glinojecka – przed laty postrachu Wkry. Dziś ju mleczarnia nie zatruwa rzeki, ale wędkarze pewniej się czują powy ej zrzutu z miejscowej oczyszczalni.
Od ujścia Mławki a do Lubowidza (ok. 30 km) Wkra zmienia się w wąską mazowiecką rzeczkę o w miarę czystej wodzie, twardym wirowym dnie, z nielicznymi spowolnieniami. Wśród zarośli wstę nicy uwijają się jelce, kiełbie, w głębinach erują stada płotek, w półtorametrowych rynnach czekają na kąski gromadki kleni. Na tym odcinku króluje niepodzielnie przepływanka. Mo liwie delikatna. Nawet miejscowi nie stosują przyponów grubszych ni 0,14 mm.
Na Wkrze mo na tak e nastawić się na szczupaki, jeśli tylko nie ma się medalowych aspiracji. Spinningiści mogą się te pokusić o złowienie bolenia, szczególnie na szerokich spowolnieniach za rzecznymi zakrętami oraz w okolicach starych budowli hydrotechnicznych. Wkra podlega Zarządom Okręgu Mazowieckiego oraz Ciechanowskiego PZW (obowiązuje porozumienie między okręgami).
Na przyujściowym odcinku brzegu – od mostu drogowego w Pomiechówku po Narew – a gęsto od samochodów. W soboty i niedziele trzeba łapać pociąg odchodzący z Dworca Gdańskiego skoro świt. Jeśli pojedzie się tym po 6.00, niełatwo będzie znaleźć dobre miejsce w dole rzeki – lepiej wówczas pójść pod prąd i wyszukać nieobsadzoną głęboczkę.
Podczas wiosennych przyborów do Wkry wchodzą ryby z Narwi. Trwa tarłowa wędrówka. Rzeczka w niczym nie przypomina dziecięcego kąpieliska, w jakie zmienia się w cieplejszych miesiącach. Woda potrafi podnieść się o dwa, a przy śnie nych zimach nawet o trzy metry. Przytapia wierzbowe zarośla, wdziera się na łąki, łączy z maleńkimi starorzeczami, dołkami, wlewa do strumieni i rowów melioracyjnych. Powstaje mały wędkarski raj – ale i po raju trzeba umieć się poruszać...
Na 10-kilometrowym odcinku przyujściowym – a po Szczypiorno – dominują wiosną leszcze, du e płocie oraz jazie. W późniejszych miesiącach w rzece pozostaje tylko część wiosennych ryb. Wystarcza ich jednak, aby na mniej oblę onych odcinkach – o co latem nie jest łatwo – połowić do woli albo przynajmniej mieć na łowienie nadzieję. Przez cały rok natomiast mo na we Wkrze łowić królujące tutaj niepodzielnie jelce. Na zwolnieniach, cofkach, w zastoiskach i głęboczkach nietrudno wstrzelić się w stadko dorodnych jazi, na pograniczu spokojnej i wartkiej wody uwijają się ostro ne klenie. Niemal za ka dym zwalonym drzewem na zdobycz czatują okonie.
Miejscowi – na całej długości rzeki – preferują przepływankę z delikatnym spławikiem. Młodsi i bardziej wytrwali obławiają pracowicie pogranicze nurtu i wartkie łowiska, leniwsi zasadzają się przy ka dym zwolnieniu. Jeszcze inni wędrują brzegiem z przepływanką na uwięzi, tzw. podrzutką, którą obławiają wszystkie rokujące nadzieję miejsca. Sypią kilka ziarenek drobnej kaszy, kładą zestaw na wodę, pozwalają mu spłynąć pod krzaczek, w przyburtowy dołek, opierają wędzisko na jakimś pniaczku, gałązce i czekają kilkanaście minut na branie. Je eli ryby nie zainteresują się przynętą, zmieniają stanowisko.
Za Goławicami wychodzi się na łąki. Ośmiokilometrowy odcinek rzeki jest atrakcyjny dla wędkarza jedynie na lewym, wy szym brzegu. Prawy, podczas wiosennych (i ostatnimi laty lipcowych) wezbrań stoi pod wodą lub jest bardzo podmokły. Pod burtami lewego znaleźć mo na głęboczki nawet trzymetrowe, w których gromadzą się leszcze i krąpie, buszują stada drobnych płoci, trafiają się grube klenie. W miejscach, gdzie rzeka wychodzi z koryta, wśród przybrze nych wiklin i karłowatych olch, siedzą drobnołuskie jazie. W głębokich rynnach o równomiernym uciągu trafiają się 30-dekagramowe jelce, walczące niczym kilogramowe brzany. W Cieksynie, pod mostem drogowym kończy się – tak przynajmniej twierdzą miejscowi – szlak wędrowny ryb z Narwi. Zaczyna się całoroczne łowisko.
Za Cieksynem znów idzie się w las, porastający lewy brzeg a po Joniec. Linia brzegowa staje się bardzo zró nicowana – miejscami dominują wysokie burty, gdzie indziej rzeka wchodzi w las, odsłaniając korzenie drzew lub zwalając ich pnie. Tu i ówdzie między niewielkimi wzniesieniami Wkra wychodzi łagodnie z koryta na kilka, kilkanaście metrów. Zdarzają się głębinki, cofki, twardodenne rynny.
Od wejścia w las obowiązują grubsze przypony, bynajmniej nie ze względu na mo liwość zaczepów. Na dziewięciokilometrowym odcinku, a po ujście Sony, miewa się brania, przy których pocą się ręce i dr ą nogi. Czepiają się haka dwuipółkilowe leszcze, trafia się medalowy jaź, mo na pocelować w stado du ych kleni. Ale przecie równie często natyka się na yletki czy nawet na puste miejsca.
Na całej niemal długości Wkry dominują trzy wymienione wy ej gatunki, ale na odcinku między ujściem Sony a Cieksynem zdarzają się niespodzianki, szczególnie w głębokich, niemal stojących zakolach i wcinkach brzegowych. Wędkarze z Nowego Miasta nad Soną utworzyli przed laty niewielki zalew, na którym powstało łowisko specjalne. W zbiorniku tym łowi się potę ne karpie i amury, niedawno wsiedlono te tołpygę. Wiosną i podczas gwałtowniejszych przyborów do Sony przedostają się nietypowe dla niewielkich rzek ryby. Większość spływa do Narwi, tylko nieliczne znajdują siedliska w spokojnych toniach Wkry. Najwięcej amurów i karpi zadomawia się tu przy ujściu Sony, inne wybierają spowolnienia przy lewym brzegu. Legendy, jakie krą ą wśród cieksynian, zatrzymują przyjezdnych wędkarzy na moście drogowym. Niejednokrotnie widzi się kilku zwisających z barierek, klnących z zachwytu i pokazujących paluchami ogromne cienie przesuwające się za filarami. Padło tu kilkanaście okazowych karpi, w 1992 r. złowiono 12- kilogramowego amura.
Miejscowi są jednak tradycjonalistami – tu tak e obowiązuje płociowa przepływanka. Rzadko który autochton decyduje się na przystawkę. Na denkę łowią niemal wyłącznie przyjezdni, zwani tutaj warszawiakami. Lepsze rezultaty zapewnia jednak przystawka oraz drgająca szczytówka. Częściej mo na złowić uciekinierów z Nowego Miasta, częściej te dają się skusić na przynętę naprawdę du e jazie i leszcze.
Od Jońca zaczyna się dziewicza rzeka. Na przemian las i łąka, krzaki i pola, zagajniki i pastwiska. I coraz więcej meandrów, łuków, zakoli. Coraz więcej na dnie gnejsowych i piaskowcowych otoczaków. Du o płoci i jelców, sporo kleni. Pojawia się te tu i ówdzie niezbyt wyrośnięta brzana, taka kilogramowa. Podczas ochłodzeń zdarza się miętus i sporo jest okonia.
Powy ej Sochocina wkracza się w wędkarskie eldorado – po prawej stronie wpada do Wkry Racią nica, 3 km wy ej – po lewej stronie – Łydynia. Obie rzeczki, zasilane przez niezliczone strumyki, rowy melioracyjne i drena e, zbierają mnóstwo wody z ka dego deszczu. Na trzykilometrowym odcinku Wkra jest dość głęboka, przy samych ujściach gromadzi się bardzo du o ryb.
Od Łydyni Wkra kręci na całego. Zacieniona pasmem olch wije się, zwalnia, przyśpiesza, skręca o 90, a czasem nawet o 180 stopni, podbiega do szosy Gdańsk–Warszawa, umyka do Glinojecka – przed laty postrachu Wkry. Dziś ju mleczarnia nie zatruwa rzeki, ale wędkarze pewniej się czują powy ej zrzutu z miejscowej oczyszczalni.
Od ujścia Mławki a do Lubowidza (ok. 30 km) Wkra zmienia się w wąską mazowiecką rzeczkę o w miarę czystej wodzie, twardym wirowym dnie, z nielicznymi spowolnieniami. Wśród zarośli wstę nicy uwijają się jelce, kiełbie, w głębinach erują stada płotek, w półtorametrowych rynnach czekają na kąski gromadki kleni. Na tym odcinku króluje niepodzielnie przepływanka. Mo liwie delikatna. Nawet miejscowi nie stosują przyponów grubszych ni 0,14 mm.
Na Wkrze mo na tak e nastawić się na szczupaki, jeśli tylko nie ma się medalowych aspiracji. Spinningiści mogą się te pokusić o złowienie bolenia, szczególnie na szerokich spowolnieniach za rzecznymi zakrętami oraz w okolicach starych budowli hydrotechnicznych. Wkra podlega Zarządom Okręgu Mazowieckiego oraz Ciechanowskiego PZW (obowiązuje porozumienie między okręgami).